Archiwum luty 2011


lut 25 2011 o mnie
Komentarze: 0

Moje życie było zwyczajne (byłam szczęśliwa) dopuki nie skończyłam 12 lat. Moja mam zaczeła chorować, na początku to podobno nie miało być nic groźnego, poprostu miała poleżeć troche w szpitalu dostawała jakieś leki, ale wszystko było okej. Póżniej niestety było coraz gorzej, moja Mama piła (często znajdowałam np. butelki od wódki, ale nic z tym nie robiłam nie byłam świadoma jakie mogą być tego konsekwencje), jej wątroba pracowała coraz gorzej. Przestałam odwiedzać ja w szpitalu, poprostu nie dawałam rady, za każdym razem i tak zaczynałam płakać. By przestać o tym wszystkim myśleć, zaczełam chodzić na wolentariat do kliniki weterynaryjnej, bardzo lubie zwierzeta wiec pomoc tam sprawiała mi ogromna przyjemność. W tym czasie stan mamy był coraz gorszy. Pewnego dnia ciocia (siostra mamy) zaproponowała że jedzie do szpitala i może zabrać mnie ze sobą, ponieważ dawno tam nie byłam zgodziłam się. Przed wejściem na sale (do pokoju) spotkałam sie jeszc ze z panią doktor, która powiedziała że moja mama jest w złym stanie i nie wiadomo czy z tego wyjdzie, powiedziała że ma 50% szans na przeżycie, ponieważ nie mogą zrobić przeszczepu wątroby odrazu, tylko trzeba odczekać jakiś czas. Po zakończeniu rozmowy weszłyśmy z ciocią do pokoju. Moja Mama leżała pod oknem (do końca życia nie zapomne ani jednego szczegółu z tamtego dnia) podeszłyśmy do niej, uśmiechnełam sie i usłyszałam: "Kim jesteś?", "Idź sobie.", w tym momęcie poczułam ból w sercu, a oczy wypełniły sie łzami. To taki okropny ból usłyszeć od najważniejszej osoby w zyciu, od własnej Mamy takie słowa. Nie dałam rady tam stać, mimo iż próbowałam powstrzymać wyciekające mi strumienbiami łzy, nie dawałam rady. Trzymałam ją za ręke, powiedziałam Kocham Cię i musiałam już wyjść już nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Gdy chciałam puścić jej dłooń poczułam jak sciska moją ręke, jak by podświadomie chciała mnie pocieszyć (przynajmniej tak to odebrałam) i powiedziała "Nie odchodź." ale ja nie mogłam  zostać nogi miałoam juz jak z waty. Usiadłam na korytarzu i płakałam. Już w tedy czułam że będzie gorzej. Ponieważ nie chciałam zostać sama pojechałam do cioci na noc, uspokoiłam sie i było okej. Następnego dnia przy obiedzie ciocia poszła na góre odebrać telefon, [po0 jakiś 5mni zeszła płacząc i powiedziała że moja Mama nie żyje. Zaqlałam się cała łzami i opadłam na krzesło, płakałam dość długo. Potem ciocia i wujek odwieżli mnie do domu. W mieszkaniu posz łam, do pokoju i płakałam oglądając jakieś głupie kreskówki. Po jakiś paru dniachb uspokoiłam sie, ale nadal to do mnie nie docierało.Dopiero na pogrzebie gdy ujrzałam trumnę dotarłóo do mnie, że Ona naprawde odeszła, że już nie wróci, że nieżyje. To było straszne przeżycie, do tej pory pisząc to czy opowiadając zalewam się łzami

Od czasu jej śmierci wszystko się zmieniło, w domu mamy gorszy kontakt prawie ze sobą nie rozmawiamy.Nie potrafie się przed nikium otworzyć. W nocy bardzo często siedze i bez powodu płacze, czaserm nawet do samego rana. Z czasem życie traci dla mnie sens.Nikt mnie nie motywóje do niczego, nie czuje wsparcia, nie czuje się bezpiecznie. Cały czas się kłucimy. Nie potrafie sie przyłożyć do niczego. Mam ochote skończyć żyć. Jedyne co mnie przed tym powstrzymuje to to że boje się bólu, prubowałam brać tabletki czasem ponad 30, ale nic, ewentualnie wymioty. Oprócz tego jestem strasznie wrazliwa, byle głupie słowo jest mnie teraz w stanie doprowadzić do łez. Nawet mojej przyjaciółce nie potrafie powiedzieć o tym co czuje, nie lubie płakac przy kimś. Udaje przed wszystkimi. Tak naprawde nikt nie wie co czuje, moje serce wypełnia prawie samj smutek i cierpienie. Mimo że potrzebuje strasznie duzo miłości, równie dużo posiada do obdarzenia innych

kangus-1 : :